TOP 5 koni łuczniczych - sezon 2020
Co
koń to obyczaj, a bez koni nie byłoby tego sportu. Nie znam drugiej dyscypliny
jeździeckiej, w której wymagania co do wierzchowców byłyby tak uniwersalne. Na
zawodach łucznictwa konnego możemy obserwować wszystkie typy koni – mniejsze,
większe, cięższe czy bardziej szlachetne.
Ten rok nie dał mi możliwości startowania za granicą, a co za tym idzie nie miałam okazji poznać zbyt wielu nowych rumaków. Jednak spośród tych, na których startowałam w Polsce udało mi się wyłonić najlepszą piątkę. Oczywiście, nie uwzględniam w rankingu Dumki. Jasną sprawą jest, że ze względu na przywiązanie emocjonalne i przyzwyczajenie deklasuje ona wszystkich konkurentów. W rankingu prezentuję więc pięć najlepszych, nie – moich, koni, na których miałam przyjemność startować w 2020 roku.
Szybko,
szybko, wręcz niepokojąco szybko, kiedy przechylał się na zakręcie, a jego
ciężkie, masywne nogi zapadały się w grząskiej ziemi. Kiedy pierwszy raz na nim
startowałam po dwóch przejazdach, w trakcie których usiłowałam go hamować
zdarłam sobie skórę z wewnętrznej części palców. Trudne było też utrzymanie go
w miejscu czy zapobieganie schylaniu.
Koń
silny, koń z charakterem, koń zdecydowany. A wystarczyłaby tyko drobna zmiana -
skoncentrowanie, wyciszenie. Na zawodach uzyskiwało się to zmęczeniem.
Konkurencja koreańska mijała na rozpaczliwym balansowaniu na granicy szybkości,
a próbą ustrzelenia jak największej ilości punktów. Przerwa między
konkurencjami, a całe szczęście w Mazowieckiej Lidze łucznictwa konnego
rozgrywane były one jednego dnia, także upływała nam na galopach po torze i oto
w konkurencji Tower 90 Blagier pokazywał to, co w nim najlepsze; równy, niezwykle wygodny galop i długą,
kryjącą ogromną ilość terenu foule, która sprawiała, że mimo iż wydawało się,
że galopuje wolno, wciąż uzyskiwał zadowalająco niskie czasy .
Granica
zmęczenia była granicą, która zmieniała starty na Blagierze ze stresu w prawdziwą
przyjemność.
Miejsce
4 – Floryda
„Dawaj,
Florka, dawaj!”
Nie
pamiętam, żebym jeszcze na jakiegoś konia tak krzyczała. Mój głos niósł się
echem po całym terenie stajni Kawalkada,
a ja wciąż zagrzewałam Florydę do boju. Bo potrafiła przyspieszyć, trzeba
ją było tylko do tego odpowiednio zachęcić. Jeżeli nie, leniwie galopowała po
torze równym tempem. Zawsze lepiej jednak w tę stronę, niż rozpaczliwie
zatrzymywać konia i pilnować, nie mając pewności, czy za chwilę nie odpali.
Spokój
tego złotowłosego konia w połączeniu z moim entuzjazmem umożliwiał nam
uzyskiwanie idealnych czasów i dobrych wyników.
Miejsce
3 – Niko
Śmialiśmy
się, że ząbkuje, bo ciągle coś gryzł. Jeżeli nie uwiąz, to wodze, jeżeli nie
wodze, to czanki. Jak każdy niewielki koń, ma swój specyficznym charakter.
Objawiał się on próbami ucieczki z toru czy nieuzgodnionymi wcześniej z
jeźdźcem zmianami trasy.
Niko to haflinger obdarzony niesamowicie
wygodnym, sprężystym galopem. Potrafi w momencie rozwinąć się, wydłużyć i
przyspieszyć ale też w odpowiedzi na niewielki sygnał na wodzy zwinąć się w
kulkę i skrócić krok. I właśnie ta świeżość, elastyczność i, mimo rozwiniętej
muskulatury, lekkość sprawiają, że Niko jest doskonałym koniem łuczniczym.
Miejsce
2 – Druid
Spokojna,
luźno obwisła chrapa, wysunięty język, poczciwie opuszczona, siwiejąca już
głowa i przymknięte oko. Paradoksalnie to pierwszy obraz, jaki przychodzi mi do
głowy, kiedy myślę o Druidzie. Paradoksalnie, bo obserwatorzy łucznictwa
konnego zdecydowanie bardziej kojarzą go z zawrotnych prędkości rozwijanych na
torze. Ale cóż to za przyjemność startować na koniu, który mimo, że podczas
przejazdu jest szybki, to w oczekiwaniu na swoją kolej zachowuje stoicki
spokój, który nie tyle nerwowo i szybko przebiera nogami, co wyciąga się w
długich susach, łykając teren. Ze startów na Druidzie najlepiej będę wspominać
tor polski, kiedy sprężystym galopem wchodził w kolejne zakręty, a ja miałam
wrażenie że płynę pośród drewnianych domków białostockiego skansenu, zaliczając
kolejne tarcze.
Miejsce
1 – Kordiał
O
Kordiała poprosiłam sama. Zwrócił moją uwagę już w poprzednim sezonie, a
sprawdzając uzyskane na nim rezultaty na stronie ihaa.eu, zauważyłam, że ma
czasy bardzo zbliżone do tych uzyskiwanych przez Dumkę. Poza tym, małe konie
mają w sobie zwykle niesamowitą wolę walki. Kordiał ją ma. Mimo swojego wieku,
a naprawdę rzadko zdarza mi się już jeździć na koniu starszym ode mnie,
dokładnie wie kiedy należy narzucić odpowiednie tempo i wrzucić szósty bieg.
Pobudza go muzyka – szczególnie kawałki rock’owe. Przejeżdżając koło głośników
wyraźnie przyspiesza. I choć może to kwestia moich osobistych preferencji, w
tym roku, tak jak w poprzednim, w rankingu koni łuczniczych zwycięża
najmniejszy ze stawki.
Komentarze
Prześlij komentarz