CRAZY ZEKIERS 9/2020

 


      Sezon konny powoli dobiega końca, czas wyciągnąć z szafy ciuchy moro i przerzucić się na inny rodzaj strzelania. O tym co wydarzyło się we wrześniu i co będzie działo się w październiku przeczytacie w najnowszym numerze CRAZY ZEKIERS.



PODLASKI SKANSEN - POLSKA STOLICA ŁUCZNICTWA KONNEGO


Kiedy pierwszy raz przyjechałam do skansenu nie wiedziałam, że brama praktycznie cały czas jest otwarta, że wystarczy oddelegować z samochodu kogoś, kto przytrzymałby zamykające się skrzydło  i wjechać na teren. Nie wiedziałam też, którą z pokręconych ścieżek wybrać żeby dotrzeć pod remizę – swego rodzaju centrum  wydarzeń w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej.  Bardzo szybko poznałam jednak wszystkie strategiczne punkty – słynne jeziorko, które zwykle okrąża się galopem strzelając do ustawionego po drugiej stronie long-shot’a, ukrytą wśród drzew leśną bimbrownię, szkołę przy której jest kran, tajne przejście do Folwarku Nadawki.

Dwa lata temu przyjechałam do skansenu, żeby wziąć udział w moich pierwszych zawodach łucznictwa konnego, rozgrywanych podczas Festiwalu Kultury Tatarskiej. Rok później w tym samym miejscu zadebiutowałam razem z moim koniem. Skansen jest więc i zawsze będzie dla mnie miejscem szczególnym. Miejscem pełnym przeróżnych dobrych skojarzeń, obojętnie czy wspominam go tętniącego życiem, wypełnionego straganami, kibicami i zagranicznymi zawodnikami czy jako cichy i opustoszały, gdy w zimny, deszczowy listopadowy poranek ruszamy z Michałem Choczajem na pusty, błotnisty tor. Wyobrażam sobie, że istnieją dziesiątki jeżeli nie setki osób, które z Białostockim skansenem czują podobną więź. Odkąd stał się on stałą siedzibą stowarzyszenia AMM Archery  liczba osób, która w skansenie pierwszy raz strzeliła z łuku, wsiadła na konia czy wystartowała w zawodach diametralnie wzrosła. Jest to jedno z tych cudownych miejsc pełnych anegdot, które można by obchodzić godzinami przywołując w pamięci poszczególne wydarzenia – w tym miejscu ktoś spadł z konia, w tym miejscu stała taka, a taka tarcza, tutaj ktoś urządził sobie legowisko podczas jednych z zawodów. Przepiękne miejsce z duszą, jeszcze bardziej przytulne odkąd na stałe zamieszkały w nim konie.


W pierwszy weekend września tego roku Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej rzeczywiście zamieniło się w kulturalne centrum polski. Kto w dniach 4-6 września miał okazję być w skansenie nie mógł narzekać na brak atrakcji. Trzonem całego wydarzenia były zawody łucznictwa konnego rozgrywane przez trzy dni. Poza tradycyjną rywalizacją na torze polskim, węgierskim i koreańskim między Anną Sokólską, Wojtkiem Osieckim, Patrycją Gryko i innymi sławnymi polskimi łucznikami w Białymstoku można  było podziwiać całą armię husarzy, rywalizujących między sobą w ramach Polskiej Ligi Husarskiej, w której  niekwestionowanym zwycięzcą okazał się Krystian Mróz.



Punktem kulminacyjnym całego wydarzenia miała być sobotnia inscenizacja bitwy pod Hodowem. Mimo, że zbliżająca się burza zmusiła odtwórców do dość mocnego okrojenia fabuły to jednak starcie husarii i tatarów dostarczyło widowni ogromnych emocji.

Niedzielny poranek dał natomiast możliwość podziwiania zawodników w konkursie trójboju kawalerii historycznej. Śmiałkowie prezentowali umiejętności posługiwania się łukiem, szablą i lancą w starciu z tarczami, workami, pierścieniami czy plastikowymi butelkami wypełnionymi wodą.




Po bogatym w różnorodne atrakcje weekendzie Białostocki skansen zapadł w krótką drzemkę, by po dwóch tygodniach znowu stać się centrum łuczniczo-konnych wydarzeń. Na jego terenie zostały rozegrane kameralne Mistrzostwa Polski Toru Polskiego. Zawodnicy rywalizowali na trzech różnych torach, o różnych charakterach i różnej długości, skonstruowanych przez trzech różnych budowniczych.

Jak więc widać w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej wciąż coś się dzieje. Łuczniczych wspomnień i anegdot przybywa, a mnogość i różnorodność organizowanych imprez sprawia, że skansen powoli już oficjalnie staje się Polską stolicą łucznictwa konnego.




ŁUCZNICZA WATRA - PANDEMONIUM

Biorąc pod uwagę ilość turniejów łuczniczych organizowanych w tym terminie w Polsce  można by się obawiać o frekwencję na Łuczniczej Watrze w Smerekowcu . Zupełnie niepotrzebnie. Kiedy najsłynniejszy w kraju producent strzał bierze się za organizowanie zawodów, to nawet jeżeli są one rozgrywane  na krańcu świata, w miejscu do którego wszyscy mają daleko - można być pewnym, że na starcie pojawi się łucznicza śmietanka towarzyska.  Na trasie mieliśmy okazję doświadczyć całego spektrum doznań pogodowych – schodząc w dół stoku strzelaliśmy figury w ulewnym deszczu, by potem pokonywać drugą część trasy w promieniach Słońca. Wieczorem szampańską zabawę gwarantowały podlane złotem południa muzyczne hity, które z maestrią selekcjonował zarówno dla młodszych jak i dla starszych słuchaczy Marek Żmuda – swoją drogą odkrycie zawodów. Człowiek, który strzelając po ciemku do kostki podświetlonej czołówką przestrzelił w niej baterię.
Z niecierpliwością czekamy na następne edycje łuczniczej watry, z utęsknieniem nasłuchując głosu organizatora, który jak wiadomo nigdy nie milknie.

 



 





FAKE PIKNIK - POZYCJA OBOWIĄZKOWA

W minionym miesiącu w końcu, po długiej przerwie miałam okazję powrócić do Łazów pod Warszawą i wziąć udział w czwartym już, organizowanym przez grupę Fake Archer pikniku łuczniczym.

I choć jestem głęboko rozczarowana faktem iż nie udało mi się wylosować figury 3D to uważam, że Fake Piknik powinien stanowić pozycję obowiązkową dla każdego łucznika a zwłaszcza dla łuczników początkujących. Widać, że organizatorzy robią wszystko aby nadać spotkaniom pewien charakterystyczny klimat – coś, co stanie się ich wizytówką. Na każdym kroku w oczy rzuca się dbałość o szczegóły. Bardzo dobrze przygotowane i przejrzyste karty punktowe, mapki z trasą i strzałki wskazujące kierunek, nowe, mało zużyte i wcale nie tak często spotykane figury czy brak sztucznego rozdrobnienia na kategorie to tylko niektóre z mocnych stron pikniku. Największą zaletą imprezy w Łazach okazały się bowiem przepyszne pierogi i towarzyszący im barszcz czerwony, a także medale – inne niż inne, bo stworzone z pomysłem. Widać więc, że fake piknik to zawody na małą skale ale tworzone porządnie i z ogromnym sercem. Gorąco polecam zarówno stałym bywalcom zawodów 3D jak i osobom, które dopiero zaczynają przygodę z łucznictwem i chcą się sprawdzić. Każdy zawodnik sam dokonuje wyboru kategorii, a co za tym idzie odległości z jakich będzie strzelał. W przypadku kategorii „standard” są one naprawdę przyzwoite i nie powinny takiego początkującego zawodnika zniechęcić. Natomiast dla wszystkich, którzy chcą się zmierzyć z czymś poważniejszym pozostaje kategoria „hardcore” lub „snajper”. Co jednak najważniejsze, niezależnie od kategorii każdemu przysługuje 15-minutowy postój pod wiatą, gdzie czeka na niego smalec, ogórki, kawa, herbata i sernik.  






DZIADY, CZĘŚĆ VII

W końcu poznaliśmy datę i motyw przewodni najbardziej oczekiwanej imprezy roku. Najsłynniejsi łucznicy i łuczniczki Polski spotkają się w Stajni Sarmacja w Pisarach 7-ego listopada 2020 roku by stoczyć zacięty bój o tytuł Dziada, Dziadówy i Dziadziądka. Poza splendorem i wieczną sławą czekającymi na zwycięzcę nie mniej kuszące i zachęcające do przyjazdu są – słynny już i znany wszystkim stałym bywalcom dziadów kociołek Panoramixa, żurek we wszystkich możliwych wersjach (mięsnej, wegańskiej i bezglutenowej), oraz słynne masło czosnkowe made by Nataniel Dydyński.

Motywem przewodnim tegorocznych Dziadów będą „Opowieści z Narnii”. W okołopisarskich lasach zaroi się więc od faunów, centaurów, karłów, czarownic i lwów. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że rezerwuję dla siebie przebranie Starej Szafy.


OUTFIT MIESIĄCA - SEZON NA MORO ROZPOCZĘTY

Ponieważ sezon konny powoli się kończy, natomiast zawody piesze zostają ogłaszane w zastraszającym tempie i ilości, outfitem miesiąca zostaje obwołany strój zaprezentowany przez Natalię Koprowską podczas zawodów Łucznicza Watra – Pandemonium w Smerekowcu. Zestaw kiecka moro, kalosze oraz okulary ukradzione organizatorowi ma szansę stać się prawdziwym hitem tej jesieni. 





ZDJĘCIE MIESIĄCA

Tytuł zdjęcia miesiąca otrzymuje niesamowicie dynamiczna i genialnie wykadrowana kompozycja autorstwa Adama Woronieckiego, przedstawiająca Mateusza Szymańskiego podczas konkurencji węgierskiej na zawodach w Białymstoku oraz niezwykle myślące oko Druida.



Komentarze

Popularne posty