Idzie młode... czyli krótkie podsumowanie zawodów "Na Wilczym Szlaku"
...te zawody potwierdziły tylko coś, co wiadomo już
od dawna – Klub Jeździecki Kawalkada juniorami stoi i jest absolutną masową
wylęgarnią młodych łuczniczych gwiazd.
Czym
dla łucznika konnego jest zima? Zima jest okresem bezdechu, stagnacji. Okresem,
w którym rozpaczliwie łapiesz do płuc powietrze, wciąż szukając nowych form
treningu, nowych motywacji, czegokolwiek co przekona cię, że powinieneś brnąć w to dalej, że nie powinieneś zawieszać broni.
Bo łatwo jest znaleźć w sobie motywację, kiedy widzisz w swoim kalendarzu plan zawodów na cały sezon - starannie zapisane kolorowymi długopisami nazwy „Mistrzostwa Polski”, „Grand Prix Europy”, „Puchar Toru Polskiego”, „Mistrzostwa Świata”. Jednak tej wiosny wszystko nagle zniknęło nam z oczu. Znaleźliśmy się w punkcie, w którym naprawdę nie mieliśmy pojęcia, co przyniesie przyszłość, jak będzie wyglądał nasz sezon, dokąd pojedziemy a dokąd nie, kiedy będziemy mogli zobaczyć osoby, konie
i miejsca, za którymi tak bardzo tęskniliśmy. Okazało się, że będziemy musieli wstrzymać oddech
i pozostać jeszcze dłużej pod wodą, która powoli zalewa nam płuca, szczypie w oczy i mąci w głowie.
Bo łatwo jest znaleźć w sobie motywację, kiedy widzisz w swoim kalendarzu plan zawodów na cały sezon - starannie zapisane kolorowymi długopisami nazwy „Mistrzostwa Polski”, „Grand Prix Europy”, „Puchar Toru Polskiego”, „Mistrzostwa Świata”. Jednak tej wiosny wszystko nagle zniknęło nam z oczu. Znaleźliśmy się w punkcie, w którym naprawdę nie mieliśmy pojęcia, co przyniesie przyszłość, jak będzie wyglądał nasz sezon, dokąd pojedziemy a dokąd nie, kiedy będziemy mogli zobaczyć osoby, konie
i miejsca, za którymi tak bardzo tęskniliśmy. Okazało się, że będziemy musieli wstrzymać oddech
i pozostać jeszcze dłużej pod wodą, która powoli zalewa nam płuca, szczypie w oczy i mąci w głowie.
Właśnie
dlatego zawodom „Na Wilczym Szlaku”, zorganizowanym w Klubie Jeździeckim
Kawalkada towarzyszył tak wielki ładunek emocjonalny. Był to głęboki oddech po
długich miesiącach spędzonych w zawieszeniu. Bezcenna możliwość ponownego
doświadczenia emocji związanych
z uprawianiem najpiękniejszej dyscypliny sportu na świecie. I choć zawody te różniły się znacznie od każdych innych, organizowanych wcześniej w Kawalkadzie – musieliśmy powstrzymać się od wylewnych uścisków, wieczornego przesiadywania w stajni całą grupą, a nasze twarze przez większość czasu przykryte były maseczkami, to jednak wszystkim nam udzielała się atmosfera ogłupiającego szczęścia i głębokiej nadziei – bo oto jesteśmy, przetrwaliśmy i powoli zaczynamy wracać do normalności.
z uprawianiem najpiękniejszej dyscypliny sportu na świecie. I choć zawody te różniły się znacznie od każdych innych, organizowanych wcześniej w Kawalkadzie – musieliśmy powstrzymać się od wylewnych uścisków, wieczornego przesiadywania w stajni całą grupą, a nasze twarze przez większość czasu przykryte były maseczkami, to jednak wszystkim nam udzielała się atmosfera ogłupiającego szczęścia i głębokiej nadziei – bo oto jesteśmy, przetrwaliśmy i powoli zaczynamy wracać do normalności.
Jednak
emocjom zostało w ostatnim czasie poświęcone na tym blogu wiele słów, a mają one to do siebie, że często lepiej i
trafniej opowiada się o nich z perspektywy czasu, postanowiłam więc, w tej
relacji z Kawalkady skupić się raczej na stronie sportowej.
Po
tych zawodach mogę z całą pewnością stwierdzić jedno – Kawalkada zimy nie
przespała.
U zawodników na co dzień związanych z tym klubem widać olbrzymi skok rozwojowy względem sezonu poprzedniego, a pojawiło się także kilka zupełnie nowych twarzy, które po absurdalnie krótkim czasie, od jakiego mają styczność z łucznictwem konnym rokują bardzo dobrze, a przede wszystkim widać u nich zaangażowanie i radość ze startów. Jednak tak dobrze jak widać progres zawodników, tak samo łatwo zauważyć było, że to pierwsze zawody od dłuższego czasu i że wszystkim brak jeszcze odpowiedniego rytmu, powtarzalności i wdrożenia. Zawodnicy w jednych przejazdach robili rzeczy absolutnie niezwykłe i pokazywali swoje umiejętności by w następnych sięgnąć dna. Czasami brakowało konsekwencji, techniki a nawet zdecydowania. Świetnym przykładem jest Anka Sterczyńska, która po pierwszym przejeździe na Battle Track’u sama przyznała, że „te tarcze się tak nagle pojawiały i nie mogła się zdecydować, do której strzelać”. Zadania nie ułatwiały też nowe przepisy, które po zimie zaczęły obowiązywać na torze węgierskim. I tak jak zmieniona punktacja na tarczy nie denerwowała raczej nikogo i nie sprawiała większych trudności, tak przepis o rozpoczęciu strzelania dopiero po przejechaniu linii startu w niektórych przypadkach utrudnił zawodnikom koncentrację, a niektórych pozbawił
w pięknym stylu zdobytych punktów. Konieczne więc będzie pewnie jeszcze kilka startów, zanim zawodnicy przywykną do zmian w przepisach i wejdą na swój najwyższy poziom. Jednak nawet to mocno „nierówne” strzelanie zapewniło nam dużo emocji związanych z rywalizacją. Pierwsza trójka - Natalia Koprowska, Anna Sterczyńska i Jakub Nowotarski prezentowała praktycznie identyczny poziom mijając się na czele tabeli w poszczególnych konkurencjach o dziesiętne części punktu. Oczywiście trzeba tu zaznaczyć, że Kuba ostatecznie klasyfikowany był wśród juniorów i śmiem twierdzić, że w swojej kategorii wiekowej obecnie w Polsce nie ma sobie równych.
U zawodników na co dzień związanych z tym klubem widać olbrzymi skok rozwojowy względem sezonu poprzedniego, a pojawiło się także kilka zupełnie nowych twarzy, które po absurdalnie krótkim czasie, od jakiego mają styczność z łucznictwem konnym rokują bardzo dobrze, a przede wszystkim widać u nich zaangażowanie i radość ze startów. Jednak tak dobrze jak widać progres zawodników, tak samo łatwo zauważyć było, że to pierwsze zawody od dłuższego czasu i że wszystkim brak jeszcze odpowiedniego rytmu, powtarzalności i wdrożenia. Zawodnicy w jednych przejazdach robili rzeczy absolutnie niezwykłe i pokazywali swoje umiejętności by w następnych sięgnąć dna. Czasami brakowało konsekwencji, techniki a nawet zdecydowania. Świetnym przykładem jest Anka Sterczyńska, która po pierwszym przejeździe na Battle Track’u sama przyznała, że „te tarcze się tak nagle pojawiały i nie mogła się zdecydować, do której strzelać”. Zadania nie ułatwiały też nowe przepisy, które po zimie zaczęły obowiązywać na torze węgierskim. I tak jak zmieniona punktacja na tarczy nie denerwowała raczej nikogo i nie sprawiała większych trudności, tak przepis o rozpoczęciu strzelania dopiero po przejechaniu linii startu w niektórych przypadkach utrudnił zawodnikom koncentrację, a niektórych pozbawił
w pięknym stylu zdobytych punktów. Konieczne więc będzie pewnie jeszcze kilka startów, zanim zawodnicy przywykną do zmian w przepisach i wejdą na swój najwyższy poziom. Jednak nawet to mocno „nierówne” strzelanie zapewniło nam dużo emocji związanych z rywalizacją. Pierwsza trójka - Natalia Koprowska, Anna Sterczyńska i Jakub Nowotarski prezentowała praktycznie identyczny poziom mijając się na czele tabeli w poszczególnych konkurencjach o dziesiętne części punktu. Oczywiście trzeba tu zaznaczyć, że Kuba ostatecznie klasyfikowany był wśród juniorów i śmiem twierdzić, że w swojej kategorii wiekowej obecnie w Polsce nie ma sobie równych.
Zresztą,
te zawody potwierdziły tylko coś, co wiadomo już od dawna – Klub Jeździecki
Kawalkada juniorami stoi i jest absolutną masową wylęgarnią młodych łuczniczych
gwiazd. Uważam, że na miano odkrycia tych zawodów zasługuje Lena Łatyszew.
Wyraźnie widać po niej, że jest dopiero na początku swojej drogi i że dopiero
co wzięła się za łucznictwo konne ale równie wyraźnie widać, że wjeżdża na tor
dokładnie wiedząc co ma zrobić, skupiona i nastawiona na realizację konkretnych
zadań. Lenę obserwuje się z przyjemnością i momentami żałowałam, że jechałam w
grupie po niej – co za tym idzie ta przyjemność została mi mocno ograniczona.
Pozostali juniorzy, czyli Ewa, Olga i Cecille także sprawują się na torze coraz
lepiej.
Jeżeli
chodzi o wydarzenia pozasportowe, to z zawodów tych zapamiętamy na pewno po
pierwsze - nocne wywrócenie się drzewa, którego przyczyny solidarnie zatajają
pewni dwaj panowie, którzy, jak donoszą nieomylne, tajne źródeł byli obecni na terenie
ośrodka w chwili zdarzenia. Po drugie - związaną z powyższym wizytę ochotniczej
straży pożarnej, która do złamanego drzewa przyjechała na sygnale
i w pełnym rynsztunku bojowym. I po trzecie - maseczki ochronne z logiem Kawalkady, które pozostaną na zawsze pewnym symbolem czasu, w którym przyszło nam żyć i startować.
i w pełnym rynsztunku bojowym. I po trzecie - maseczki ochronne z logiem Kawalkady, które pozostaną na zawsze pewnym symbolem czasu, w którym przyszło nam żyć i startować.
Zawody
„Na Wilczym Szlaku” w 2020 roku były więc wyjątkowe z jednego powodu –
rozpoczęły akcję „rozmrażania sezonu” i dały przykład tego, że nawet w obecnych
warunkach rywalizację da się przeprowadzić w sposób bezpieczny i zgodny z
prawem. Uzyskane wyniki choć nie kosmicznie wysokie
i wciąż nierówne pozwalają nam już ostrzyć sobie zęby na kolejne odsłony rywalizacji w Pucharze Wielkopolski, a przede wszystkim pozwalają z nadzieją patrzeć na trenujących w Kawalkadzie juniorów, którzy już rywalizują na równi z dorosłymi, a wkrótce prawdopodobnie zostawią ich w tyle. Kawalkadowy trend nie jest zresztą czymś wyjątkowym na tle świata. Od dłuższego czasu można bowiem zauważyć, że dorasta pokolenie młodych jeźdźców, które na czele z Marcusem Hjortsberg’iem i Youn’em le Gall’em nadaje łucznictwu konnemu zupełnie nową jakość. Miejmy nadzieję, że już wkrótce dołączą do nich polscy juniorzy z Kawalkady. A co pozostaje nam, kiedy młodzi zawodnicy depczą nam po piętach? Cóż… wziąć się do roboty i uciekać jeszcze szybciej.
i wciąż nierówne pozwalają nam już ostrzyć sobie zęby na kolejne odsłony rywalizacji w Pucharze Wielkopolski, a przede wszystkim pozwalają z nadzieją patrzeć na trenujących w Kawalkadzie juniorów, którzy już rywalizują na równi z dorosłymi, a wkrótce prawdopodobnie zostawią ich w tyle. Kawalkadowy trend nie jest zresztą czymś wyjątkowym na tle świata. Od dłuższego czasu można bowiem zauważyć, że dorasta pokolenie młodych jeźdźców, które na czele z Marcusem Hjortsberg’iem i Youn’em le Gall’em nadaje łucznictwu konnemu zupełnie nową jakość. Miejmy nadzieję, że już wkrótce dołączą do nich polscy juniorzy z Kawalkady. A co pozostaje nam, kiedy młodzi zawodnicy depczą nam po piętach? Cóż… wziąć się do roboty i uciekać jeszcze szybciej.
Komentarze
Prześlij komentarz